Z takimi skokami nie będziemy rywalizować z najlepszymi. Taka jest prawda – w ten sposób wprost o Jakubie Wolnym po konkursie drużynowym w Zakopanem powiedział dyrektor Adam Małysz. Były mistrz świata juniorów spisał się przeciętnie i – na logikę – pozbawił się argumentów w walce o wyjazd na pierwsze igrzyska olimpijskie. W niedzielę zawody ostatniej szansy, potem zaczną się ostateczne obrady.
Na początek wynik formalny.
Stefan Hula – Jakub Wolny, po dwóch dniach skoków na Wielkiej Krokwi: 4:1.
To statystyka, jaką jeszcze niedawno nie sposób było sobie wyobrazić. Hula, urodzony w 1986 roku, został po nieudanym początku zimy zesłany na dobre do pracy w Pucharze Kontynentalnym i de facto do drugiej części kadry narodowej. Tam w ostatnich tygodniach też nie spisywał się najlepiej, chociaż w treningach – m.in. na zgrupowaniu w Planicy – to weteran naszej ekipy odbijał się najpłynniej i lądował najdalej od progu. Widzieliśmy osobiście. Wyróżniał się on i Aleksander Zniszczoł, jednak w przypadku drugiego w ogóle nie przełożyło się to na razie na rywalizację w elicie. Szansa, którą Hula dostał w sobotę na PŚ w Zakopanem, w świetle terminów przy podawaniu składów na igrzyska (do poniedziałku 17 stycznia) jest ostatnią, jaką sztab wyciągnął do szczyrkowianina. I to pomimo że wewnątrz grupy – a już nie wyłącznie wśród części kibiców i internetowych komentatorów – można usłyszeć pojedyncze głosy, że Hula nie powinien blokować miejsca młodszym.